Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
130

wiła ją przed posążkiem Matki Boskiej w bocznej nawie z modlitwą za Piotra, za jego zdrowie i za wszelkie dobro, — z prośbami pokornemi o pewne łaski miłości, iżby się stało to, czego pragnęła w tajemnicy dusza. Klęcząc przed Tatjaną, Piotr ujrzał w niejakiem widzeniu zczerniały posążek i rzędy świec, płonących przed nim. Tatjana była prawosławna, on nijaki, nie wierzący. A oto teraz ujrzeli oboje, schyliwszy ku sobie głowy i stykając się czołami, siłę kamienia, który wszystko zdawał się wiedzieć w tej niewiadomej, ciemnej jak głęboka noc, zagmatwanej sprawie miłości. Był tedy ktoś, kto mógł pomóc w męce dusznej, poradzić w obłąkaniu, popchnąć na drogę niewidoczną zgoła w tej niezgłębionej nocy miłości. Piotr podniósł oczy na posąg daleki i pragnął sam doznać wskazania, doznać tego, co prosty lud od tylu wieków nazywa „nieustającą pomocą“. Zdumiewał się zarazem nad koncepcyą tego złudzenia, że mogłaby być siła, któraby miała powszechną świadomość nie tylko tego, jak jest, — małe zawiłe wewnętrzne szarpania, słodkie aż do śmierci omdlenia, nad któremi nie panuje rozum ni wolna wola, — męczarnie i radości ekstatyczne, okrutne, zabójcze, — lecz nadto mogła wiedzieć, jak trzeba.... Tatjana mówiła cicho:
— Słuchaj mię.... Modliłam się na kolanach, żeby Ona dała mnie niegodnej, ażebyś ty wreszcie polubił samo życie, ażebyś pokochał wolność i rozkosz bytowania dla siebie, żebyś przecie spostrzegł miękość, radość i piękność. Prosiłam się Jej, żeby