Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
125

Urażony zamilkł.
Zdarzało się, że zmuszała towarzysza do opowiadania wszystkiego o przeszłości, a szczególniej do wyjawienia marzeń o kobietach i opisu stosunków z niemi. Wysłuchawszy zaś wszystkiego z pozornym spokojem, a nawet z łobuzerskim śmiechem, naraz popadała w płacz, w szlochy pełne jęków z dna duszy, długich i niepocieszonych. Zazdrościła o każdy dawny uścisk, o każdy pocałunek, oddany przez Piotra owym nieznanym „łotrzycom“. Z płaczu wyłaniała się później zabójcza pogarda, gniew, pasya, furya. Potrącała go ze wstrętem i odrzucała od siebie, biła weń insynuacyami i podejrzeniami, umyślnie zaznaczając, że jest niemiły, brutalny, ordynarny, brzydki. Mijały godziny, nim się uspokoiła i nim ucichło w niej to groźne morze duszy. Ale i on znał dobrze szpony zazdrości. Często wałęsał się w ulicach, pod jej oknami, czyhając na urojonego rywala, choć w głębi duszy wiedział, że takiego niema na świecie. Często mierzył piędź po piędzi tęskniącą zazdrość, rozpiętą na dźwiękach długich godzin oddalenia, zaiste wplecioną w koło doby, dzielącej oczy od widoku ukochanego oblicza, usta od ust i zakochane słowo od jego echa w ustach różanych. Zmiany niepojęte i tajemnice kryły się w usposobieniach jej i w natężeniu jego tęsknoty. Lubili badać w sobie owe zmiany, wpatrywać się w te, jak gdyby krajobrazy swych uczuć tajemnych. Nieraz po nocy bolesnej, pełnej strzyg zazdrości i zmor tęsknoty, kiedy żmija wewnętrzna