Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
124

— Dla mnie to nie tak. To było, jakby ohydny kat zdzierał ze mnie suknię i krwawą garścią chwytał mię za włosy. Tu kat, a tam w tej muzyce, za żelaznemi drzwiami siedział car Iwan Groźny. Drzwi się miały lada moment otworzyć.... I nagle ta cisza. Wtedy to ów nieopisany dźwięk. Te skrzypce... I znowu cisza. O, Boże!
— Ale teraz już przeszło nieprzyjemne wrażenie?
— Kiedy to jest co innego! Nic nie wiesz. Nie rozumiesz wcale, co ja mówię. Możesz wyobrazić sobie cara Iwana Groźnego, jak siedzi na złotem krześle za żelaznemi drzwiami?...
— Powiedz!
— Później... — szepnęła.
Po wyjściu z koncertu śpieszyli przez zatłoczoną ulicę Rivoli, szarpani i popychani na wsze strony. Piotr znalazł się obok Tatjany. Zapytał:
— Powiesz mi teraz?
Znowu ten osobliwy uśmiech przemienił się w bladość i zastygł na wargach. Już podniosła oczy i, zda się, zebrała myśl, żeby powiedzieć.... Nagle rzuciła ostro i z gwałtownością:
— Ależ nic! Głupstwo. Nie warto mówić. To tam było jedno takie.
— Nie powiesz?
— Nie. Nie powiem. To nic ciekawego. Było, minęło i niema.
— Kogo kochałaś?
Roześmiała się nieprzyjemnie i z góry, jakoś pogardliwie spojrzała na Piotra.