Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
126

wysysała wszystką krew serca, przyszedłszy rano, znajdował ją stęsknioną i jak gdyby jaśnie — wiedzącą o tem, co z nim w nocy było. Kiedyindziej cisza i pogoda serca trafiała na jej ponury gniew, niby na nieubłaganą karę za godziny wewnętrznej cichości. Uczucia były tak wszechwładne, że twarze stawały się od nich uroczyste, jasne, pogodne, — lub ciemne, pożółkłe, okrutne, jak twarze widm z niewiadomej tragedyi. Zawsze jednak, wśród wszelkich uczuciowych zmian, miał uroczyste nie wrażenie, lecz ugruntowaną pewność, że jest obok niego potęga, siła z życia wytryskająca, istota zdrowa, niezwalczona, sama przez się i dla siebie. W duszy Tatjany, w jej umyśle, postępowaniu, w dziwacznych zmianach jej woli, w jej chęciach, pożądaniach, marzeniach dokonywało się jak gdyby zrealizowanie potężnego zamysłu. Wszystko w niej było dokądś dążące, samo dla siebie i świadome swego celu, który osiągnięty być musi, — wszystko było jej własne, jej znane, idące w drogę wiadomą. Piotr zdumiewał się użyczeniu losu, że on jest wybrańcem tej kobiety, jej, która jest siłą najbezwzględniejszą i najsubtelniejszem pięknem życia. W tem, co ona lubiła, malowała się zawsze istotna wartość i przydatność zjawiska, — to było właśnie faktem i prawdą, siłą i wdziękiem. Jeżeli spojrzała na dzieło sztuki, lub przedmiot jakiegokolwiek porządku, — oceniła go zawsze istotnie i z niewymuszoną trafnością.
Lecz nie lubiła dzieł sztuki, a właściwie nie przykładała do nich należytej wagi. W Luwrze