Strona:Stefan Żeromski - Sułkowski.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wybuchła — i została stłumiona przez siłę wojskową. Nie należy liczyć na siłę tak bez wartości, jak ślepa zemsta ludu, w rzeczach wojny — ale również nie należy popadać w rozpacz na widok naturalnego następstwa wybuchu. Istotnie przykry to był widok. Patrzałem na ucieczkę tego mściwego ludu z Werony przed wejściem kolumn francuskich do miasta. Droga z Werony do Wenecyi literalnie pokryta była przez pojazdy, wózki ręczne i ciągnione przez muły. Tłuszcza uchodziła piechotą. Mężczyźni wyprzedzali kobiety, niosące dzieci na ręku. Uciekano również na tratwach i łodziach po falach Adygi. Oto co zostało z niebiesko-żółtej kokardy werońskiej!

PIOTR BEMBO
— Uczyniliśmy tam i tutaj co było można. Proweditorowie Istryi, Dalmacyi i Albanii nadesłali wszelkie siły wojskowe, jakie udało się na ziemiach słowiańskich zgromadzić. W porcie naszym zebrane są wszystkie statki, jakie posiadamy. Wzmocniliśmy czynność w arsenale. Wznosimy fortyfikacye i ustawiamy baterye. Zebraliśmy skarb narodowy od ofiarnych obywateli. Cóż z tego? Oto z chwilą zjawienia się armii francuskiej w weneckiem, płomień rewolucyi począł wybuchać w naszych miastach. Straszna to jest prawda... Musimy tedy walczyć z nieprzyjacielem zewnętrznym, który ma zaciekłego sojusznika w naszym własnym obozie.

FRANCISZEK PESARO
— Dostojni panowie! Nie dla smutnych rozpamiętywań