Strona:Stefan Żeromski - Sułkowski.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i swe szczęście. Bez żałości i bez miłosierdzia ścinał tam głowę brat bratu, przyjaciel przyjacielowi, żeby wytrzebić słabość z pomiędzy siebie. I patrzcie: lud francuski wszystkich wrogów odepchnął, zdeptał, pokonał. W gniewie swym lud francuski porwał się na wszystko, co stary świat wypracował. Palił stare prawa, targał wściekłemi rękami odwieczne świętości, broczył we krwi, żeby ze swego serca wydobyć nową, straszliwą siłę.

KOŁOMAŃSKI
(do kamratów)
— Słuchaj!

SUŁKOWSKI
— Podobnie wy — kiedy przyjdziecie na ojczystą ziemię, macie nastawić bagnety przeciwko spróchniałym prawom podłości i przemocy człowieka nad człowiekiem macie bagnetem zagrozić. Padnie rozkaz.

BOŚ
(do kamratów)
— Słuchaj!

SUŁKOWSKI
— Każdy człowiek wejdzie we własne drzwi, pod własny dach. Taka jest wasza moc, jeśli tego sami zechcecie.

ZAWILEC
— Dopraszam się słowa.