Strona:Stefan Żeromski - Sułkowski.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

SUŁKOWSKI
— Żołnierze!
Teraz jesteście ludźmi wolnymi. Na ostrzu bagnetów dla innych wolność po ziemi cudzej nosicie. Z jednego teraz jesteśmy pnia — ja i wy. Jakem ja pojął duszą, co się w naszych oczach za straszna rzecz dokonała, taksamo wy pojąć macie. Chcę, żeby się w was ocknęła jędza gniewu, jak we francuskim ludzie.
Patrzcie: krew z was ciekła i rany się wam nie pogoiły, a wróg powalił naszą ojczystą moc i wdeptał w ziemię nasze szczęście. Mogliśmy wszyscy wstać, wieś za wsią, miasto za miastem, jak wstaje do obrony mężny człowiek. Mogliśmy wyjść na wroga i zgnieść go, podobnie, jak swych wrogów francuski naród. Nie wstaliśmy i nie wyszli. Jakże to przeżyć!

OGNIEWSKI
— Powiadały w obozach, że się poważyły królowi swemu uciąć głowę, królowej tosamo. Małe dzieciątko królewskie zamarło, pono, w kryminale. Bo król obce narody na swój naród naprowadził. Powiadały, że skoro się rozeszła wieść, jako obcy nieprzyjaciel wszedł w granice, to się naród na śmierć zawściekł, rozjuszył i własną swoją szlachtę w kryminałach pozamykaną wytracił do nogi. Nie wiadomo, czy to tak mogło być...

SUŁKOWSKI
— To tak było. Lud francuski nie powstrzymał się przed niczem, żeby z gardła przemocy wydrzeć swą wolność