Strona:Stefan Żeromski - Sułkowski.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czeka na rozkaz uderzenia, zarówno na miasto, szczególniej na meczet kwiatów, jak na beduinów.

SUŁKOWSKI
— Co jeszcze?

OFICER
— Kiedym tu pędził, spostrzegłem, że i inne przedmieścia wrą od buntu.

SUŁKOWSKI
— Pójdę natychmiast do naczelnego wodza.

(Oficer składa ukłon i cofa się za bramę).
— Pojadę sam, żeby dokładnie zbadać stan rzeczy.

VENTURE
— Dla czegóż ty sam? Jesteś chory. Wylecz się najprzód z ran!

SUŁKOWSKI
— Beduini, ciągnący z puszczy, szybko jeżdżą. Nie zechcą oni czekać tak długo, aż rany moje zupełnie za schną. Któż może położenie dobrze zbadać? Porozsyłani są w różne strony świata adjutanci. — Eugeniusz de Beauharnais, Ludwik Bonaparte, Merlin i inni. Z dziewięciu nas jest tylko Croisier — i ja. Croisier zostanie przy dowódzcy, a ja pojadę z rozkazami. Teraz idę tam. Chodź,