Przejdź do zawartości

Strona:Stefan Żeromski - Sułkowski.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

SUŁKOWSKI
(wstaje)
— Zapomnianych narodów... Muszę dziś rzucić się w wir, ścinać się z ramienia w pałasze, naszą polską sztuką, jak z tym kolosalnym, pancernym jeźdźcem mameluków pod Salheyeh, — bo mię smutek rozgryza...

(Przy słabym blasku przedświtu uwydatnia się posąg Izydy).


VENTURE
(zwrócony do bogini)
— Izydo! Królowo Egiptu, nauczona przez Anubisa mądrych praw, które tej ziemi nadałaś, córo Czasu, najmłodszego z bogów, królowo, która po raz pierwszy wyhodowałaś na ziemi zboże dla użytku śmiertelnych... Jaskółko miłości! Ulecz smutek tego wojownika.

SUŁKOWSKI
— Budzi się dzień. Słyszysz, — coraz głośniej śpiewają muezzini...

VENTURE
— W tym nowym, wstającym dniu pozdrowienie ci, Izydo, jaskółko miłości, od barbarzyńców północy.

SUŁKOWSKI
— Nie czuję się ani trochę barbarzyńcą.

VENTURE
— Czemuż ogarnia cię smutek wobec tych prastarych