Strona:Stefan Żeromski - Sułkowski.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

powiem. Skoro zdrada moskalom nieświeskie wydała armaty, szedł Fersen w nasze kraje na Słonim.
A pod Wirtembergiem my uchodzim, uchodzim...
Dopiero nasz generał Zabiełło pchnie przednią straż pod majorem Wedelstet pod Grodno.
Jęknął most pod naszemi stopami. Nasz most, co go Sokolnicki zbudował.
Wiara przecie we wojsko wstąpiła.
Pociągnęliśmy w ślepie wrogowi.
Doszły wieści, że się okopuje w Słonimie, że, pono, na posiłki ma czekać. A sześć mil przed Słonimem — nasza Zelwa! Zelwę wziąć garścią!
Moskal wyszedł ze słonimskich okopów i pociągnął ku Zelwie. Jużci słuch: w Jeziornicy, o mil cztery...
Posłał wódz nasz Wedelstet po posiłki. Nie przyszły.
Cztery mil do pierwszego polskiego podjazdu!
Rzeka Zelwa. Za nią miasto. Przez rzekę do miasta grobla długa. Trzy w niej mosty.
Brody nasze: trzy mosty my wzięli.
Z tamtej strony, wśród miasta, na wzgórzu stanęły armaty. Baterya, — mocny Boże! — dwie armat.
A wokoło, — panowie kamraty, — jak wzrok sięgnie, jako myśl zaleci, majątki Potockiego Szczęsnego!
Gdy krok stąpim, stu szpiegów z jego włości do wroga znać daje. Panowie kamraty, — stu szpiegów znać daje do wroga.
Za tą rzeką, za miastem błonia były dalekie, pastewniki szerokie. Prosto z grobli wielkie drzewa aleją się ciągną daleką.