Strona:Stefan Żeromski - Sułkowski.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ANTRAIGUES
— Odszedł już w swój cień, więc wszystko jedno. Dogorywa. Miejsce stoi puste. Koń bojowy czeka na wodza. Armie Austryi, Anglii, Rosyi czekają na skinienie...

SUŁKOWSKI
— Niechaj wódz dosiada konia! Wyjdziemy na jego spotkanie my spod Mantui, spod Vereny, z dolin Tyrolu, spod Tarvis!

ANTRAIGUES
— Wódz... Niema wodza. Niema go na świecie. Bonaparte jest jeden. Waszmość jesteś drugi.

SUŁKOWSKI
(śmieje się szyderczo)
— Nie zwiążesz mię powrozami pochlebstw, mości panie.

ANTRAIGUES
— Nie masz waszmość w sobie wielkiej pasyi! Czyliż nie czujesz w sobie wielkości człowieka, któremu użyczenie losu daje w ręce buławę świata? Nie czujesz tego ty, któremu siła przemocy wydarła ojczyznę? Ty wierzysz w jakąkolwiek zasadę, któryś wyrósł pośród okrucieństwa zdrady, któryś się chował między młotem i kowadłem bezlitości i bezwładu? Wznieś się i spojrzyj w oczy sępom, które Polskę rozszarpały. Staniesz jako wódz ponad ich wojskami — (Szeptem) — Możesz poprowadzić wojska koalicyi, dokąd zechcesz. Od tego będzie twoja przebie-