Strona:Stefan Żeromski - Sułkowski.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ztąpić ze swego tronu i pójść w nizię ojczyzny. Teraz już lękasz się. Znudziły się twoje stopy. Marzysz znowu o szkarłatnem suknie i o stopniach tronu...

KSIĘŻNICZKA
— Nie o tem marzę.

SUŁKOWSKI
— Nizina zawalona jest kamieniami, na których zbija się i kaleczy bose nogi. Mięko i pięknie stąpają sandały bohatera po krwawem suknie. Wszystkie najwznioślejsze hasła są kłamstwami, jeżeli wiodą do materyalnego wywyższenia tego, kto je głosi. Jedynie ten nie jest kłamcą, kto na nizinę z wysokości zstępuje, zarzuca na ramię ciężką szlę ofiary i w milczeniu ciągnie świat.

KSIĘŻNICZKA
— A wszakże mówiłeś mi waszmość, że musisz wrócić do swojego kraju z pióropuszem wielkości na hełmie, gdyż inaczej twój świat cię nie uzna za swego wodza! Ja nie dla siebie pragnęłam szkarłatu i stopni wywyższenia, lecz dla waszmość pana. Dokąd ja pójdę, jeszcze nie wiesz.

SUŁKOWSKI
— Nie chcę wrócić do kraju okryty delią łatwej wielkości. Mój świat czci tylko to, co najprzód uczczą obcy. To prawda. Lecz moja wielkość musi być przezemnie przedewszystkiem w mem sercu zdobyta, wyszarpana siłą