Strona:Stefan Żeromski - Sułkowski.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

KSIĘŻNICZKA
— Nie mówi!

SUŁKOWSKI
— Tylko dziś, tylko raz... W ciągu dni i nocy śniłem o tej chwili. Nie mogłem się jej wyrzec! Nie miałem na to siły! Kiedy zaciskałem pięście i nakazywałem sobie zapomnienie, twój śmiech, pani, senny zarys twej głowy, a nadewszystko łaska twojego spojrzenia — wypływały z nicości i mówiły: — więc nas zapomnij...

KSIĘŻNICZKA
— Jestem szalona... Szalone słowa waćpanu powiem. Chcę zapytać, czy to jest możliwe, co powiadają. Powiadają, ie mógłbyś od jednego zamachu porzucić tę godność nieznanego oficera, — że mógłbyś naraz wynieść się w górę, na ten poziom, gdzie my stoimy, monarchowie i książęta. Powiadają, że mógłbyś zostać dowódcą korpusu, później armii, później wszystkich wojsk, że mógłbyś odegrać historyczną rolę, zostać wielkorządcą zdobytych krajów... Powiadają, że mógłbyś sobie usłać drogę suknem czerwonem i iść po stopniach...

SUŁKOWSKI
— Kto to mówił? Wiem! To mówił ten...

KSIĘŻNICZKA
— Tak, to on.