Strona:Stefan Żeromski - Sułkowski.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

KSIĘŻNICZKA
— Więc kto?

ANTRAIGUES
— To słowo musi paść z ust, którym on wierzy, którym ufa, które mają dla niego wartość i siłę wyroczni. Wówczas dopiero może być mowa o dobrym skutku. Bo przecie trzeba skruszyć moc rewolucyjnego przesądu, którym on, jak powietrzem, oddycha. Ażeby moc tego przesądu złamać, trzeba na to siły, której ja, oczywiście, ani cienia nie posiadam!

KSIĘŻNICZKA
— Więc któż to ma łamać jego moc?

ANTRAIGUES
— Ty jedna, pani.

KSIĘŻNICZKA
— Nigdy tego nie uczynię i za żadną cenę.

ANTRAIGUES
— Tem gorzej dla niego. Właśnie tak od dawien dawna, jeszcze w Wenecyi, nastawiłem jego sprawę.

KSIĘŻNICZKA
— Co waszmość mówisz?

ANTRAIGUES
(ponuro)
— Jużem to rzekł, jużem się do tego przyznał, że każdy