ANTRAIGUES
— Tak.
KSIĘŻNICZKA
— Wszak znasz go dobrze?
ANTRAIGUES
— Bardzo dobrze.
KSIĘŻNICZKA
— Czy z nim mówiłeś?
ANTRAIGUES
— Nie, — ale zwróciłem niepostrzeżenie pilną uwagę na jego każdy krok. To mi zastąpiło rozmowę, której zresztą na razie nie potrzebowałem. Mój krewny, który mieszka tutaj w kantonie Vaud, był właśnie w Paryżu. Wracał onegdaj dyliżansem. Tymczasem dyliżansem jechał w cywilnem przebraniu młody człowiek, którego mojemu krewnemu wskazywano na pewnem zebraniu w Paryżu, jako wpływowego adjutanta naczelnego wodza. To zwróciło uwagę mojego kuzyna. Badał tedy uważnie, dokąd młody oficer zmierza. Przebrany za podróżującego Anglika hrabia Sułkowski zachowywał doskonale swe incognito: mówił po angielsku, albo z angielska. Pod przybranem nazwiskiem przebył szwajcarską granicę...
KSIĘŻNICZKA
— I cóż dalej?
Strona:Stefan Żeromski - Sułkowski.djvu/197
Ta strona została przepisana.