Strona:Stefan Żeromski - Sułkowski.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ANTRAIGUES
— Nie możemy przecie odstąpić od myśli zduszenia hydry rewolucyjnej orężem jej dawniejszych obrońców.

KSIĄŻĘ
— Myśl jest przednia, ale czy się wam noga nie powinie tak samo fatalnie, jak w sprawie Pichegru, albo z zamiarami na Moreau?

ANTRAIGUES
— Należy tentować o każdego człowieka, osobliwie zaś dobijać się echa u tych, którzy nienawidzą Bonapartego. I otóż — Kilmaine, Kilmaine, stojący na czele armii reńskiej!

KSIĄŻĘ
(z uśmiechem)
— Nil desperandum!

ANTRAIGUES
— Oczywiście! Ale tak opornie układają się stosunki w armii!

KSIĄŻĘ
— Patrz pan na mnie. Stary jestem, siedmdziesiąt lat dźwigam na grzbiecie. W ciągu krótkiego czasu utraciłem wszystko: udzielne księstwo, majątek, schronienie. Tułam się. Idę z miejsca na miejsce. Czatuję na przyjazne wydarzenia, niby dawny raubritter na przejezdnego kupczyka. Ja — d’Este!