Przejdź do zawartości

Strona:Stefan Żeromski - Sułkowski.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

KSIĘŻNICZKA
— Waszmość byłeś pierwszym Polakiem, którego baczyłam. Wydało mi się, ie powinieneś dążyć do tego, ażeby iść drogami Bonapartego, wynieść się tutaj do wysokich dostojeństw. Jeżeli Bonaparte mógł pokonać wrogów rzeczypospolitej, to czemuż waszmość nie uczynisz tego, czemu nie rozerwiesz łańcuchów twojej ojczyzny, nie po mścisz krwawo jej upadku?

SUŁKOWSKI
— Pani! Dotykasz ran mojej duszy.

KSIĘŻNICZKA
— Nie chciałam dotknąć ran.

SUŁKOWSKI
— Nie powiedziałem tego z wyrzutem. Powiedziałem raczej z wdzięcznością. Trzeba rozrywać rany polskie, żeby się nie zabliźniły błoną podłości. Gdzie mnie zaniosą wysiłki moje — nie wiem. Lecz idę wciąż tam, dokąd wyrzekłaś.

KSIĘŻNICZKA
— W drodze tej, kawalerze, będą ci towarzyszyły moje głębokie życzenia.

SUŁKOWSKI
— Dziękuję.