Przejdź do zawartości

Strona:Stefan Żeromski - Sułkowski.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

SUŁKOWSKI
— Ze wszystkich walk, jakie widziałem, ta jest w istocie najtrudniejsza, walka nie z chimerą zewnętrzną świata, lecz z chimerą własnej duszy. Bo wewnętrzna chimera mocna jest jak dusza, która ją wydała, i jak dusza, która się z nim zmaga. To też na zawsze chcę pokonać tę chimerę mojej duszy.

VENTURE
— Chcesz pokonać chimerę duszy... Nie tak łatwo dusza ludzka rozłącza się z bożyszczem swojem. Musiałaby się rozstać niemal ze sobą.

SUŁKOWSKI
— Tak chcę! Nikt nie może nademną panować. Oczy moje muszą bezsennie widzieć swój odległy cel, swój herb, który tą oto szpadą zdobyty być musi.

VENTURE
— Lecz nieraz, — prawda? daremnie mija bezsenna noc i darmo tarzać się po posłaniu, szukając sposobu na odtrącenie i zniweczenie widziadła duszy. Ono wszystko wie, na wszystkiem się zna, gdyż jest niemal samą duszą, samym rozumem i biciem serca. A pomimo, Że własne nasze serce w niem bije, obce jest to widziadło, złe i wrogie duszy. Prawda? Stary jestem wędrowiec i znam te dzieje z tak odległej przeszło&ci, jakby się dokonywały za czasów króla czy boga, którcgo imię jest Ozymandias...