Strona:Stefan Żeromski - Sułkowski.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

VENTURE
— Popłyniemy bracie... Zobaczymy znowu złote wybrzeża za błękitnemi morzami... Zatopimy oczy i dusze w przecudowne utworzenie człowiecze, w urocze, o poranku ludzkości wydane przez ducha marzenie o pracowniku i bohaterze Ozirisie, w dzieje Izydy, miłośnicy piękna i życia, i w dzieje człowieczego chaosu, szaleństwa i złego, w dzieje Seta. Będziemy szukać w trudzie najwyższych, najistotniejszych sił ducha, żebyś je mógł wydrzeć z południa i zanieść na twoją północ.

SUŁKOWSKI
— Wre we mnie dusza od owych, pamiętasz, rozmów w Passeriano, w ogrodach willi doży Manina, kiedy to Bonaparte rzucił myśl, a Berthier, Monge, Reynier i Desaix usłyszeli ją po raz pierwszy...

VENTURE
— Pojdziemy patrzeć w ten najgenialniejszy pomysł starego świata, w połączenie architektury, rzeźby i muzyki, w posąg boga, czy króla — nie wiadomo — Ozymandias, który o wschodzie słońca śpiewał ustami ukrytych kapłanów... Słuchaj! A nikogo ci tutaj nie będzie żal?

SUŁKOWSKI
— Nikogo!

VENTURE
(z cicha)
— Ani Agnieszki mantuańskiej?