Strona:Stary Kościół Miechowski.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
180 
Jejmości naszej pani, będzie to budowa,

O której w świat daleki pochwał będzie mowa.
W jej obszernej przestrzeni wysmukłe filary
Dźwigać będą sklepienia, jakich kościół stary
Ani w cząstce nie widział. Gdy wieża wysoka

185 
Z powierzonej jej trzody już nie spuści oka,

Jak matka z miłej dziatwy; gdy świątyni cienia
Szukać będą pobożnych wnuków pokolenia;
Gdy głosami dźwięcznemi harmonijne dzwony
Wysławiać będą Boga w wszystkie świata strony:

190 
Gdzież my tedy będziemy? Kiedy ja w mej farze

Wilgotnej, niskiej, ciemnej o kościele marzę
I o przyszłych wsi losach: widzę, jak w Winklera
Stary, poczciwy zamek nowy Pan się wbiera
Obcy, nie naszej wiary, lubiący odmianę: —

195 
Zburzone runą w zamku staroświeckie ściany;

Na ich gruzach pałace ze wspaniałą wieżą
Zwycięsko się z kościołem nieskończonym mierzą.
W nim lud nowy, śpiew nowy, bo i pasterz nowy,
Wieś się błogo kieruje rządem jego głowy.

200 
Kościół pełny, choć wielki. Przy nim dziwne szkoły,

W nich się Polska przerabia na niemieckie woły!
Wielka wieś, cmentarz wielki, pod jego murawą
Ja podobno robactwa rychłą będę strawą.” —
„Alić Księże Proboszczu! Ten obraz przyszłości” —

205 
Rzekł Bienek. — „nie zgadza się z Księdza Jegomości

Zasłużoną przeszłością! Po co wołać śmierci,
Gdy się ledwo stanęło w trzeciej życia ćwierci
Ja jeszcze chcę żyć w świecie, bo, co się użyło
Dobrego w służbie mojej, — niewieleć to było.

210 
Dotąd lichych organek piszczałki palcami

Tylko zmuszałem piszczeć, wnet już i nogami
Deptać będę pedale; obecne mixdury
Wnet zamienię na wzniosłe, przegłośne brawury;