Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/414

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Górskim ludziom niecierpliwie
Wrą topory w dłoni.

Walczący opryszki, podnieceni tą pomocą, rozgorączkowani i rozjuszeni twardością niemiecką, zaczęli rąbać niemiłosiernie, razić dziko i okrutnie.
I wtedy kartki w głowie plackomendanta (detaszementu gubernialnego) osłabiły swe furkotanie. Szeleściły tylko tędy i owędy. Sam on dusił się niemal w tłumie żołnierzy. Był także osłabiony upływem krwi.
— To nie należy do rzeczy. On musi jasno zdać sobie sprawę, on musi być w porządku! —
Widział złamany szyk, widział swój oddział zbity w bezładną kupę, a przez to obezwładniony. Widział coraz groźniej pałające i rozszerzające się w mieście płomienie. Zamknęła mu się na chwilkę książeczka reglamentowa. Ale znów otworzyła się twardo i spokojnie. Plackomendant podniósł szpadę, ogłosił twardo, krótko:
— Baczność! Pardon! Złożyć broń! —
Był w porządku — (chociaż o pardonie przed poddanymi cywilnymi nic w reglamencie nie stało...).
Jak zatrzymany nagle w rozpędzie młyński kamień, stanęło wojsko z bronią u nogi. Z trudnością tylko mogli powstrzymać pan Oświęcimski i Kudil towarzystwo od rąbania, waląc rozwścieczonych rębaczy po rękach, a tego i owego bardziej durnego po pysku smagając dla otrzeźwienia, aby znów nie rozgorzała walka. Pan Oświęcimski i Kudil wystąpili naprzód. Wyciągnęli dłonie do komendanta. Wojsko ustawiło się w długi szereg. Opryszki usunęli się na bok.
Znów dały znać Dmytrowi trembity. Grały raźnie, skocznie i tanecznie, obwieszczały, że bój zakończony.
Teraz wystąpił pan Oświęcimski. On jeden potrafił się porozumieć z komendą niemiecką. A kiedy przemawiał, wszyscy słuchali w milczeniu uważnie.
Dziś nawet prawnuki pana Oświęcimskiego, co tutaj w górach różne poprzybierali nazwiska, nic nie potrafią o nim opowiedzieć, a wtedy to tylko pewne było, że pan Oświęcimski przedtem żadnym zbójectwem ani junactwem się nie zajmował. Opowiadał nawet jakiś przybłęda Żydom w Kosowie, że Oświęcimski z wielkich panów pochodził, w dostatku wielkim żył wśród sług i hajduków. Tylko — powiadał — jakiejś słobody pilnował dla panów i o to z cesarzem się prawował-mocował. Jak to zwyczajnie panowie między sobą, choć kto