Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/413

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Tymczasem już podpalone domy i urzędy w miasteczku zaczęły pałać płomieniem. Zmiarkował Kudil swoje. Rozumiał przecie Wasylukowe rozkazy. Wśród strzałów, rozgardiaszu i szamotania się w ciemności znów słodko zagrała fłojera. Zagrała pieśń o słobodzie.
Wtedy to zaczęły lecieć ptaszyny ostrodziobe. Fruwać zaczęły natoczone bardeczki, bułatne i miedziane. Leciały leciutkie, a spadały jakże ciężko. Śpiewały, świergotały i gruchały w locie, a uderzając dudniły głucho. Pruły powietrze chyżo i słobodnie, a gdzie się wdarły, już ich nie wyciągnąć. Wzlatywały wesołe, a gdzie odpoczęły, słychać było jęki ludzkie. Opadały ciemne i ciche, a gdzie błysnęły, tam już zgrzytały rębane kości i czerepy.
Ten śpiewający rój niesamowity zachwiał wojskiem żelaznym. Od takiego uderzenia już jaka taka młoda dąbrowa by się położyła. Przecie Niemcy stali jeszcze.
Gwałtownie zaczęło kartkować w głowie plackomendanta. Wstecz i naprzód furczały te kartki. Ale i bardki furczały jeszcze prędzej i coraz głośniej.
— Ani to nie jest bój bliski, ani też daleki — myślał komendant, szukając w reglamencie. Bardka wraziła mu się w ramię.
— To nie należy do rzeczy — reglament przede wszystkim! —
Coraz jaśniej płonęły budynki miejskie, coraz jaśniej się robiło od pożarów. Wajgl zobaczył, jak wielkie jest spustoszenie w szeregach żołnierskich. Ładowanie giewerów było coraz bardziej utrudnione. Szyk liniowy się łamał, wiele bajonetów było nieczynnych, skrzydła szeregu były nieochronione, coraz bardziej ściskało się koło napastników jakby obręczą żelazną. Znów odezwała się fłojera śpiewanką Pełechową:

Hej Huki, my Huki —

Podano ten znak za rzekę, a stamtąd odpowiadały już fłojery niewidzialne. Gdy tutaj dalej walczono zawzięcie, Tomaniuki pospiesznie płynęli przez rzekę darabą. Pan Oświęcimski właśnie zwarł się z samym komendantem i zabawiał go, fechtując się i machając długim toporem. A tu nagle z brzegu rozległa się dzika, ochrypła pieśń Tomanowa.

A my chłopcy Tomaniuki
Nam nie strach pogoni,