Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wsząd, ludzie bogaci i biedni, nawet stary Fudor Giełeta, co to z panem niegdyś wojował, przyjść obiecał. Każda wiara według starej prawdy, podług miary, każda na swoim miejscu, jak godzi się w rodzinie.“
„Temu to grzecznie, czemnie was prosimy, zapraszamy! Kogo zobaczycie, proście, całe góry proście! Powiedzcie, że pan, pani dziedziczka i sam Foka jasienowski zaprasza. A kto z was łaskawy, kto z innych połonin ciekawy — przekazujcie — niech się zatrzyma koło Czerdaka, ja tam ludzi będę traktował i zapraszał na wesele“.
Chód połoniński i Rozłączenie to prawie święto, ale wesele to większe święto, jednorazowe, zawsze inne. Zanim ludzie wynaleźli sobie teatry, bale, kluby, zebrania, koncerty, mieli wesele. A w górach huculskich dwa-trzy dni wesela, a jeśli dobrze pójdzie tydzień weselny, zastępuje inne zabawy i potrzeby. Cóż dopiero w owe czasy, cóż dopiero wesele córki dziedzica! Od takich wesel liczy się czas, podobnie jak jedni od stworzenia świata, a drudzy od Narodzenia Pańskiego, a inni jeszcze od niedawna, od wojny pruskiej, kryj nas święta Pokrowo! Bo wesele obiecuje nowy świat, nowe życie, tak jak tydzień stworzenia, jak świąteczny tydzień Narodzenia, a od kiedy jacyś wyskoczki Prusy, o których nikt nie słyszał dotąd, zagięli biednego cesarza w koźli róg, na koniec świata bardzo pokazuje.
Mieszannicy odwrócili uwagę od tego, po co przyszli. Żaden z nich nie gapił się ani na ogony, ani na dojki krowie, na bryndzę ani na rewasz, ani nawet na cielątka, bo na to zawsze czas, a święto ludzkie weselne najważniejsze. Ileż rąk z przodu, z tyłu, z obu boków wyciągało się do Foki, a on sam obracał się, jak mógł, jedną parą rąk ściskał każdą rękę, obdzielając wszystkich tak rzetelnie, że przypominał obraz mistrza kosowskiego, cud nie byle jaki, samo „Mychajłowe czudo“, a jak z obrazu widać cud serdeczności. Na tym to obrazie kosowskim ów wielki święty ma tyle rąk w różnym kolorze, jakby go naokoło gałęzie i konary obrosły. I to wcale nie głupio, bo jeśli byle drzewo może mieć tyle rąk, to i człowiek serdeczny, tym bardziej taki, co zaprasza na wesele podług starej prawdy, byłby szczęśliwy, gdyby mu tyle z serca wyrosło, aby podawał naokoło przynajmniej z dziesięć naraz, i to tak konarzyście i tęgo, aby nikogo z gości nie wypuścić. Po rąk uściskach chór uprzejmości pomrukiwał coś, jeszcze nie wiadomo co. A z niego dopiero coraz śmielsze życzenia wy-