Strona:Stanisław Tarnowski - Czyściec Słowackiego.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Mickiewicz, Krasiński, Słowacki razem.

Duchy zbawione, proście Pana Boga w niebie,
By ratował poezyę w téj ciężkiéj potrzebie!


Tamci znikli — a z boku się skrada
Nowych gości gromada,
Masek dwadzieścia i dwie,[1]
Dla czego tyle dyabeł wie,
Ale są i na wyścigi
Wyprawiają różne migi
„Kiedy jedna przepada,
„Zaraz druga się skrada,
„A za nią trzecia kroczy
„I wytrzeszcza oczy.“
Jedne przed Mickiewiczem robią rzeczne dygi,
Drugie w nos Krasińskiemu pokazują figi;
Biedni poeci, przed tą plagą srogą
Opędzić się próbują, opędzić nie mogą.


Krasiński.

Czy to duchy? czy to mary?


Mickiewicz.

Czy to muchy? czy komary?
Gdyby był mój Wojski stary
Z swoją klapką w téj potrzebie!


  1. Maski z Wyzwolenia.