Strona:Stanisław Przybyszewski - Polska i święta wojna.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

1831 użyźnił ziemię, na której wzeszła bogata ozimina roku 1848-go w Niemczech!
Dawno przebrzmiały już te czasy — szkoda, wieczna szkoda dla sprawy istotnej wolności, która w gruncie rzeczy tą samą została, tylko swą zewnętrzną powłokę zmieniła.
A może się mylę — może dusza niemiecka tak samo odczuwa jak w onym świętym i błogosławionym roku!
Pewno jest jeszcze aż nadto dużo Niemców, którym radość i duma serca rozpiera, gdy dostaną do ręki te wolności spragnione pienia, pewno ogromny jest jeszcze zastęp tych Niemców, którzy w tym zwierciedle ujrzą najistotniejsze oblicze swej duszy!
A zaiste książka ta, którą bezustannie wertuję, to najbogatsza puścizna duszy niemieckiej z przed niespełna stu laty: bogaty, dostojny testament szlacheckich przodków, przekazany wnukom i prawnukom, którzy przepojeni czasową potęgą wielkości aż nadto pochopnie staraj się wymijać mili aria, pod którymi spoczywa najwyższe prawo duszy narodu:
Prawo czci i szacunku i rycerskiej powagi wobec straszliwych, męczeńskich usiłowań wszelkiego, choćby najbiedniejszego narodu, by wywalczyć sobie samoistne prawo Bytu, by przedrzeć się z czelustnej ciemności piekła Niewoli ku słońcu Wolności!
A był przecież czas, gdy Niemiec, duchowy pobratymiec Polaków, Ernest Ortlepp z rozpacz zawodził: