Strona:Stanisław Grochowiak - Wiersze wybrane.djvu/396

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Modlitwa bowiem
Była jedyną mową,
Jaką mogliśmy do siebie zagadać
O radości współuczestnictwa
W tej samej łyżce czasu.

I o śmierci.
Która nam strawę od ust odejmie.



VIII

Powróciwszy do domu, długo myłem pod studnią
Nabrzmiałość powiek i drobne sińce na skroniach —
Jedyne znaki obcowania.

Zaszedłem do koni, aby poruszyć paszę
W żłobach. Konie lubią
Osobną o nich pamięć gospodarza.

Siadłem na ławie w pobliżu progu. Odstawiłem widły.
Po kwadransie wszedłem do izby,
Wyłowiłem muchę w słoju zsiadłego mleka,
Strząsnąłem ją z palca.
Wreszcie pokładłem się obok żony.
I przyglądałem się firankom, lekko wybrzuszonym
Poświatą księżyca.

Pomyślałem też o długu kredytowym
I o reperacji dachu przed zimą.