Strona:Stanisław Ciesielczuk - Pies kosmosu.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

O, pogryzę, jak suchą korę,
Twoją wszechmoc żarliwym szałem!

— — — — — — — — — — — —

Może myślisz, że jestem słaby,
Żem niezdolny do tego czynu?
Złamię, zmiażdżę błękitu sztaby
W zębach, w palców stalowych linach!

Zemsty mojej pożoga buchnie,
Jak potworna płomienia wieczność,
Miecz palący nogi ci utnie
Za mych bólów dzikość serdeczną.

Czy dlatego róże serc kwitną,
Kwiaty, rosą tęsknot wilgotne,
By śmierć mrozem jadła je chwytnym,
By je słonie chłodów pogniotły?

Wziąłeś radość, radość najwyższą
Tylko sobie, zazdrosny sknero —
A dlaczego każesz złym ciszom
Biedną radość z ludzi wydzierać?

Głodu serca mi nie ukoisz
Drobniakami łask; które dajesz —