Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Wiedza tajemna.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ponieważ właściwie nie wzywałem nikogo, pragnąc jedynie wywołać nieokreślone objawy — zgóry byłem przygotowany, że na początkowe doświadczenia przybędą duchy niższego rzędu, najłatwiejsze do przyciągnięcia — obecność wzbudzającego szacunek widma, w postaci poważnego, siwowłosego starca, przeczyła przewidywaniom. Pytałem dalej:
— Jesteś duchem dobrym, czy złym?
— Nie ma duchów złych i dobrych! — usłyszałem odpowiedź — są oczyszczone, nie oczyszczone, lub tylko nikłe cienie.
— Ty do jakich należysz?
— Sam nie wiem. Mądrość świata nie zadecydowała o mym losie!
Odpowiedzi były ogólnikowe i nieokreślone.
— Czy możesz odpowiadać na wszelkie pytania?
— O ile w mej mocy... długo z tobą przebywać nie wolno...
— Czemu?
— Zabroniono mi o tym mówić?
— Czy możesz dać parę wskazań, co się u was „tam“ dzieje, w krainie umarłych?
— Nie!
— Nie? Czyż również ci zabroniono?
— Gdybym mówił — niepojąłbyś słów moich. Słowa nie opiszą krainy zmarłych.
— Jednak byli tacy, którzy poznali tajemnice śmierci!
— Nie opisywano im zaświatów, sami je zwiedzali!
— W jaki sposób?
— Szli za przewodnikiem bezpiecznie i wracali. Wystąp z koła, pójdź za mną! Zobaczysz!
— Wszak nadmieniłeś przed chwilą, że długo ci ze mną przebywać nie wolno — wolno ci zabierać mnie z sobą?
— Tego nie zakazano! Zakazano przebywać na ziemi
— Więc?