Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Upiorny dom.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przejście? Niemożebne!... Toć podłogę posypałem talkiem, poprzeciągałem druty...
— Powtarzam, tem lepiej! Dawno metapsychika nie miała tak cennego świadka, jak pan, panie detektywie! Nie wierzy, a gniewa się, gdy twierdzić, że jednak może przytrafiło się tam coś, co uszło jego uwagi...
— Nie... nie — bąknął zmieszany Den.
— Och, jakże chętnie — mówił z uśmiechem Turło — odrzuciłbym zaraz ten procent, bo gdyby go nie było, mielibyśmy jeden z najcudowniejszych przykładów życia pozagrobowego. Muszę jednak jeszcze zachować, w imię nauki, nieco krytycyzmu. Ale, wnosząc z pańskiego opowiadania mniemam, że i ostatnia wątpliwość odpadnie. Oczywiście zamek w Podbereżu będzie musiała zbadać specjalna komisja... Żałuję, że tam nie byłem...
— Jeden procent?... Jeden procent?... — mruczał tymczasem Den. — Jaki? Czyżbym miał się aż tak pomylić?... Hm... wypadnie zacząć od początku... Ach, pan mówi o komisji, panie prezesie? — rzekł, zwracając się do Turły — Hm... Cóż oczywiście, o ile zgodzi się mój przyjaciel... Jest wielce podniecony. Zamierzał nawet burzyć zamczysko...
— Ależ do tego nie wolno dopuścić!

— Postaram się nie dopuścić! Jutro natychmiast wyruszam z powrotem! Raz jeszcze najdrobniejsze szczegóły sprawdzę! Miałby pan ochotę, znaleźć się na miejscu? Obiecuję, że jeśli moje poszukiwania nie dadzą rezultatu, postaram się przekonać Freda Podbereskiego, iż to o sprawę pierwszorzędnej wagi nauko-

83