Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Upiorny dom.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wej chodzi i wyszlę do pana telegram... Wtedy się spotkamy...
— Z niecierpliwością oczekiwać będę na wiadomość! I, niechaj pan się nie obraża, lecz z całego serca pragnę...
— Pan prezes pragnie?
— Aby pańskie dochodzenie nie przyniosło wyników...
— Jestem nieco odmiennego zdania! — uśmiechnął się Den w odpowiedzi, ściskając na pożegnanie dłoń Turły.
Z opuszczoną głową powrócił do domu. Wizyta u Turły nie przyniosła mu nic nowego, utwierdziła raczej w poprzednich przypuszczeniach, niemal pewności, że naprawdę na przygodę z „zaświatami” się natknął. Jeśli jeszcze odgrażał się Den, jeśli jeszcze w chwilach buntu postanowił w maturalny sposób wyjaśnić niesamowite zjawiska, po chwili przychodziło zwątpienie, że w tym wypadku nic nie poradzi. Nowe opukiwanie ścian? Toć wszystkie zbadał? Nowe środki ostrożności? Jakie? Z której strony przystąpić do walki? Był bezsilny...
A jednak tam powrócić musi! Powrócić musi, aby uspokoić Freda, odwieść go od jakiego szaleńczego kroku. Zresztą, o ile przybędzie komisja, o ile wszystko naukowo da się stwierdzić i tak go oczekuje wcale ciekawe i wdzięczne zadanie...
Co prawda wolałby to załatwić inaczej... Niestety...

W domu zastał Den cały stos nierozpieczętowanej

84