Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Upiorny dom.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bardzo mi przykro, lecz zmuszony jestem nalegać.
— Niedobry z pana człowiek!... — oznajmiła z znakomicie udanem oburzeniem, wodząc nadal ciekawie wzrokiem po pokoju.
W rzeczy samej przygotowania, przedsięwzięte przez detektywa zamieniły pokoje w rodzaj teatru czy amfiteatru. Pierwszy — w którym działy się „djabelskie zjawiska” był prawie całkowicie pusty. Den powynosił z tamtąd meble, pozostało tylko duże łóżko i szafa. Środek pokoju posypał talkiem i poprzeciągał druty — o czem, zrozumiałe, po za nim i Fredem nikt nie wiedział.
Tuż koło drzwi, prowadzących do drugiego pokoju — sypialni Dena — detektyw ustawił cztery krzesła. Tam zająć mieli miejsce mężczyźni. Za mężczyznami, w drugim rzędzie — panie.
Den mniemał, że zastosowawszy podobne środki ostrożności, nietylko ustrzeże uczestników od możliwego niebezpieczeństwa, ale łatwo również zdemaskuje rzekomego „ducha”. Czartowska komnata nie posiadała drugiego wyjścia.
— Prędko zaczniemy? — przerwało ciszę niecierpliwe zapytanie panny Wandy.
— A czy są już wszyscy?
— Jesteśmy! — zabrzmiał głos Freda, który w tejże chwili nadszedł z Mateuszem.

Den nieznacznie zerknął na służącego. Wydało mu się, że stary spoziera na „przygotowania” niespokojnie, nierad, iż w nich nie uczestniczył. Detektyw posta-

50