Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Upiorny dom.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

, gdy i stryj nie chciał dalej w swoim pokoju zamieszkiwać, zadecydowałem sam wszystko sprawdzić osobiście...
— No i cóż? — teraz dopiero Den wydał się poruszony.

— Nareszcie cię zajęło! — uśmiechnął się lekko Podbereski widząc z jakim zainteresowaniem detektyw łowi jego słowa, podczas gdy na początku przysłuchiwał się dość obojętnie — zaraz się dowiesz... Pragnąc więc sprawdzić osobiście, postanowiłem nocować wraz ze starym Mateuszem, w owym pokoju, ostatnim po prawej stronie korytarza, w którym nocowała Wanda, a w jakim wedle naszych rodzinnych podań, miało ongiś zostać popełnione morderstwo... Uzbroiwszy się dobrze i zabrawszy ze sobą psa, dużego wilka, poustawialiśmy po rogach pokoju świece, oczekując co dalej nastąpi... Zapomniałem ci dodać, że te djabelstwa dzieją się w nocy wyłącznie, w dzień nic tam nie zauważysz... Czekaliśmy nie długo... skoro tylko wybiła północ, — świece, a było ich coś z dziesięć, zgasły, zdmuchnięte przez niewidzialne usta, a przed nami zajaśniały straszliwe oczy, o których opowiadała Wanda... Pies ze skowytem uciekł pod łóżko... W owych oczach byłocoś tak potwornego, że ja który dotychczas sądziłem o sobie, że nie znam uczucia lęku, wystrzeliwszy parokrotnie na oślep — uciekłem, krzycząc nieludzko z pokoju.. Za mną, ze skowytem pies... Powróciwszy po chwili z pozostałą służbą i światłem odnaleźliśmy zemdlonego na podłodze Mateusza: żadna krzywda na szczęście mu się nie stała i na jego ciele nie znaleźliśmy

14