Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Upiorny dom.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Najlepiej dziś w mocy... Ich niema... A jutro podobno znów wraca przeklęty Den...
— Parszywy pies! Gotów wszystko wywąchać!
— O ile go nie uprzedzisz..
— Bądź spokojna! Dobrze się postaram...
— A pocóś się wdawał z nim wtedy w rozmowę?
— Wyskoczył za mną i począł gonić... Toć musiałem się jakoś odczepić...
Pani Kińska zastanawiała się chwilę.
— Ach, ten Den, — wyrwał jej się mimowoli gniewny okrzyk. — Gdyby nawet to się udało, gotów potem myszkować i popsuć nam wszystkie szyki...
— Będzie zapóźno...
— Sądzisz?
— Jestem przekonany...
Ostatnie oświadczenie nieco uspokoiło właścicielkę Litycz. Jednak ze smutkiem, wyrzekła:
— Ach, byle skończyć! Pojęcia nie masz, jakam ja nieszczęśliwa... Oświadczył mi się Podbereski...
— Było do przewidzenia! Cożeś mu odpowiedziała?
— Że nie mogę zostać jego żoną...
— Nie nalegał o powody?
— Nie podałam powodów...
Pani Kińska nieco mijała się z prawdą, a przy tych słowach, twarzyczkę jej oblał nagły pąs.
Tajemniczy nieznajomy nie zwrócił dzięki ciemnościom na to uwagi, tylko indagował dalej:

— Przyznaj się szczerze! Zakochałaś się w Podbereskim? Przystojny chłopak...

110