Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Upiorny dom.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szalałe konie. Pędziły na oślep, unosząc za sobą powóz, z którego kozła spadł stangret. Wewnątrz, przerażona kobieta dawała rozpaczliwe znaki rękoma, wzywając o ratunek. Podbereski bez namysłu pospieszył na pomoc i zatrzymał rozhukane cugowce. Tak poznał Kińską i począł u niej bywać — częściowo w charakterze wybawcy.
Więc był dla niej tylko przyjacielem — niczem więcej? Zapewne, bo dalsze słowa, jakie wybiegły z jej ust podkreśliły to najzupełniej wyraźnie.
— Oddał mi pan swego czasu wielką usługę... Może ocalił życie... Dla tego też, choć postanowiłam z różnych względów unikać towarzystwa, chętnie widziałam pana w moim domu... Nie żałuję, bo zarówno jego jak i Wandę lubię szczerze... Lecz nic w mojem zachowaniu nie upoważniało do mniemania, że żywię dlań głębsze uczucie... Chyba, za szczerość, nie zechce pan żywić do mnie żalu, panie Fredzie...
Aczkolwiek pani Mary wciąż powoływała się na szczerość, jakżeż nieszczere akcenty wciąż dźwięczały w jej głosie. I gdyby kto z boku patrzył na tę piękną kobietę, ileż w jej zachowaniu się dojrzałby zmian. To w złotym kasku swych miedzianych włosów, rzucając zimne spojrzenia i zimne frazesy była uosobieniem „wampirzycy”, żywszym namiętnościom niedostępnej — to znów szmaragd jej oczu przesłaniała jakowaś mgła — a wówczas przysięgłbyś, że masz przed sobą nieszczęśliwą i złamaną istotę.

Wszystkie te odcienie uchodziły uwadze Freda, który siedział teraz pochylony, z opuszczoną głową.

102