Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Upiorny dom.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bardziej konieczne, że możliwe jest, iż sprzedam Podbereże i inaczej urządzę życie... Pragnąłbym to uczynić w porozumieniu z panią...
— W porozumieniu ze mną?
— Mary, wszak wiesz dobrze, że cię kocham! Czyż nie chcesz zostać moją żoną...
Wymówiwszy te słowa z niekłamaną namiętnością, Fred chciał pochwycić Kińską za rękę i podnieść ją do swych ust. Lecz ta cofnęła dłoń i usunęła się lekko.
— Nie zostanę pańską żoną! — głucho zabrzmiał jej głos.
Choć oddawna była przygotowana na tę scenę, ale jakżeż ciężko jej było wymawiać podobne słowa. Lecz wrzód należało wypalić gorącem żelazem. Zebrawszy całą moc ducha, raz jeszcze powtórzyła:
— Nie będę pańską żoną!
Podbereskiego, jakgdyby ktoś obuchem zdzielił po głowie. Wszystkiego raczej się spodziewał, niżli równie stanowczej rekuzy.
— Czemu? — wyszeptał i czuł, że zasycha mu w gardle, a w ustach ma jakiś gorzki i niemiły smak. — Czemu? Po naszej dotychczasowej zażyłości...
— Tak, zażyłości!... Nic więcej!... Był mi pan jedynie przyjacielem... Wszak dla niego i siostry, panny Wandy, uczyniłam wyjątek... Poza wami nie widuję nie przyjmuję nikogo...

Istotnie panią Kińską odwiedzali tylko Podberescy a i ta znajomość została zawarta w niezwykłych warunkach. Kiedyś Fred, odbywając przejażdżkę po polach na swym wierzchowcu, ujrzał zdala pędzące, roz-

101