Przejdź do zawartości

Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Sekta djabła.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

biet, znaleziono właśnie kartki ze znakiem czarnego trójkąta!
Wydawało się, że twarzyczka Kiry na chwilę pobladła. Wnet jednak poczęła się śmiać.
— Mój drogi! — wyrzekła ironicznie. — Co oznaczały te dziwaczne trójkąty u tych biedaczek, nie wiem. Mogę cię jednak zapewnić, że rysunek, któryś dojrzał przypadkowo, niema groźnego znaczenia. Ot, taka sobie figura, skreślona dla żartu.
— Kto ci przysłał ten bilet?
— Znów zaczynasz swoją indagację? Powtarzam, jest to niesmaczne i nudne.
Grodecki aż załamał ręce.
— Muro! — zawołał. — Co mam czynić, abyś nabrała do mnie zaufania? W gruncie rzeczy, nie gniewaj się, ale jesteś małem dzieckiem, które dobrze nie zna ani świata, ani ludzi. Nie mam pojęcia w jakich sferach obecnie się obracasz, ale nie podobają mi się, ci nowi twoi znajomi. Pocóż ta tajemniczość, skoro nie robisz nic złego? A pamiętaj, każde wielkie miasto ma różne groźne pułapki, w które chętnie wciąga młode przystojne i bogate panny. Obyś, nie żałowała, kiedy będzie za późno! Czyż nie lepiej zwierzyć mi się ze wszystkiego? O ile nie czynisz, nic złego, napewno nie stanę na przeszkodzie twoim rozrywkom!
— Nie czynię nic złego!
— A co znaczy ten znak? Te wykrętne i niejasne odpowiedzi?
— Znowu to samo!
Nie wiadomo, jak zakończyłaby się ta dość nieprzy-

13