Przejdź do zawartości

Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Sekta djabła.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nic cię to nie obchodzi!
— Co znaczy ten znak! Ten tajemniczy czarny trójkąt?
— Wydawało ci się!
— Nic mi się nie przywidziało! Przyjrzałem mu się najdokładniej!
— Nie nudź! — wykrzyknęła z gniewem, a widząc, że Grodecki do niej się zbliża, podarła bilet, który dotychczas trzymała w swej rączce, na drobne kawałki.
— To czemuś go podarła? — zapytał, przystając przed nią. — Abym nie mógł sprawdzić?
— Bo mi się tak podobało!
Grodecki czuł, że i jego poczyna ogarniać pasja. I oburzenie na postępowanie Mury. Ale, jeśli tak było, jak się domyślał, należało ją ratować przedewszystkiem.
— Muro! — wyrzucił z siebie podnieconym głosem. Muro, zastanów się, co robisz? Niestety, spełniły się najgorsze moje przewidywania. Te darmozjady, chłystki i pajace, którzy tu bywają, wciągnęli cię w jakąś podejrzaną historję. Czarny trójkąt nie wróży nic dobrego. Właśnie, dla tego, żem się coś nie coś dowiedział o tym fatalnym znaku, przybiegłem do ciebie...
— Dowiedziałeś się? — powtórzyła z niedowierzaniem.
— To, zresztą, co każdy mógł się dowiedzieć. W Warszawie grasuje istna fala niezrozumiałych samobójstw. Hrabianka Zula M., następnie jakaś córka zamożnego fabrykanta odebrały sobie życie. To samo uczyniła mecenasowa M... Możesz o tem przeczytać w pismach wieczornych. A u wszystkich tych nieszczęśliwych ko-

12