Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Sekta djabła.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



ROZDZIAŁ XI.
Różyc poczyna działać.

Przed domem, w którym zamieszkiwała Lesicka gromadziły się grupki przechodniów, a w bramie „miejscowe powagi” z panem dozorcą na czele, rozprawiały o tej śmierci z ożywieniem. Zwykle tak bywa, gdy następuje podobny wypadek i bez zrozumiałej przyczyny opuszcza ten świat dobrowolnie młoda i piękna kobieta.
Wewnątrz mieszkania, komisarz Den, w towarzystwie wywiadowców, prowadził energiczne dochodzenie. Jeśli, w pierwszej chwili, chciał zaliczyć samobójstwo Liny Lesickiej do rządu tragicznych zgonów, spowodowanych rozstrojem nerwowym, lub zawodem miłosnym — to, po wyjaśnieniach Różyca i Grodeckiego, nabierała ta śmierć w jego oczach zgoła innego charakteru.
Zaprzątnięty swą pracą, zdziwił się, gdy jeden z wywiadowców zameldował mu, że Grodecki i Różyc przybyli powtórnie. Opuścili go oni niedawno, umówiwszy się, że stawią się dopiero po południu do odnośnego policyjnego Urzędu, w towarzystwie panny Mury — w międzyczasie więc, musiało zajść coś niezwykłego.
— Prosić! rozkazał krótko.
Przypuszczenia Dena, okazały się słuszne.
— Panie komisarzu! — wołał już od progu Grodecki, silnie podniecony. — Nowe komplikacje.

— Cóż takiego?

128