Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Rycerze mroku.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gnęła parę tysięcy od ojca, które sama doręczyła Balasowi.
— Założy sobie za to knajpę — dodała — Przysiągł, że będzie uczciwym człowiekiem! Obiecałam, iż odwiedzimy, po ślubie, jego restaurację! Pokaże mi prawdziwą apaszkę!
— Czy był ci wdzięczny?
— Ogromnie! Tylko brzydko się o tobie wyraził.
— O mnie? Co powiedział?
— A nie obrazisz się?
— Nie!
— Powiedział — Rena przedrzeźniła Balasa — takie głupie frajery, to zawszeć najwinksze szczyńscie majom!
Powtórzywszy tą Balasową sentencję, zakręciła się na pięcie i ze śmiechem uciekła z pokoju.
Pozostał sam.
Jak na filmowej taśmie, migały przed nim obrazy minionych przeżyć. Wszystko się skończyło i się nie powtórzy. Dzięki stosunkom Drohojowskiego oraz interwencji Dena zatuszowano sprawę „włamania”, upozorowano samobójstwo Leszczyca. Nawet władze bezpieczeństwa nie znały prawdy, bowiem Drohojowski stwierdził, że znalazł paczkę z pieniędzmi w jednym z pokojów biurowych, gdzie, snać w pośpiechu, uciekając, musieli ją porzucić przestępcy...

Wobec odnalezienia pięniędzy, poszukiwania

222