Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Rycerze mroku.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i sobie życie odebrał? Znałem go mało... i pierwszy się cieszę, że pieniądze odzyskane zostały! Co zaś się tyczy pana Welskiego...
Drohojowski nie wytrzymał i porwał się ze swego miejsca.
— Proszę przestać grać komedję! — zawołał.
— Ja gram komedję?
Bilukiewicz zachowywał sie coraz rezolutniej. Domyślali się tylko jego spółki z Leszczycem i były to domysły tego szpicla Dena, lecz nie mieli pewności. Wszak mógł wszystko zepchnąć na porozumienie się hrabiego z kasiarzami — jemu zaś trudno było cokolwiek udowodnić. Czuł, że nadal w firmie Drohojowskiego nie pozostanie. Lecz, jeśli tracił i posadę i część ze spadku, przez śmierć Leszczyca i wreszcie pieniądze, które w niepojęty dlań dotychczas sposób, odebrano hrabiemu — postanowił grać rolę niewinnej ofiary do końca. Zresztą, chciał sprowokować swych prześladowców i wybadać, co wiedzieli o nim naprawdę.
— Dziwię się — oświadczył prawie arogancko — że pan dyrektor mnie tak lekkomyślnie obraża! Ucieknę się pod opiekę prawa! Gdzież są przeciw mnie dowody?
— Są! — odparł Drohojowski.
— Jakie?

— Wątek całej sprawy wyjaśni nam... Balas! — wskazał dyrektor na stojącego obok Welskiego mężczyznę, którym był Wawrzon w samej rzeczy

213