Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Rycerze mroku.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Hrabiemu na pewności siebie nie zbywało.
Wprawdzie, pochodził z dobrej ziemiańskiej rodziny — rodziny szczycącej się tytułem papieskim — lecz już jego rodzic zdążył się był tak dokładnie załatwić z fortuną, iż z niej nie pozostało ani śladu... Gdy też, przed laty paru, przybył do stolicy, nie posiadał w kieszeni grosza — lecz zato posiadał chęć niezłomną szerokiego użycia uciech wielkiego miasta i uczynienia, za wszelką cenę, życiowej karjery... Dzięki całkowitemu brakowi skrupułów, wnet na początku, udało mu się zrobić parę wcale niezłych „interesów” — nie tyle zgodnych z kodeksem karnym, co szczęśliwych — „interesów”, w rodzaju tych, z których jeden wiwidzieliśmy przed chwilą — i odtąd wypłynął Leszczyc nieco na powierzchnię, tumaniąc wszędy naiwnych swem jaśnie państwem — bowiem nigdy tytuły nie imponowały tak, jak od chwili, gdy je skasowano w naszej demokratycznej Rzeczypospolitej.

Kto w Warszawie ma jeszcze i pieniądze — przed tym wszystkie drzwi stoją otworem: nikt nie pyta jakiego są pochodzenia, dość aby były i aby ten, który niemi rozporządza, oznaczał się hojną ręką i szerokim gestem. Ponieważ zaś świetny graf nie skąpił, zabawić się lubiał a nie jednemu z przyjaciół i pożyczył i postawił kolację w Oazie — wcierał się w „towarzystwo“, wcale niezłe nawet towarzystwo a wraz tem przychodziły nowe zamierzenia i nowe apetyty. I doprawdy, ża-

14