Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Rycerze mroku.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Prezesa — żył pod ciągłą grozą rewolweru, czy też noża i wiedział, że Balas nie żartuje i w każdej chwili gotów jest spełnić swą groźbę. I choć, może w innym wypadku, wolałby śmierć raczej, niżli przyjąć udział w przestępstwie — tym razem od podobnie tragicznego zakończenia wstrzymało go jedno — myśl o znajdującym się w kasie testamencie. Niechaj tylko odzyska ów dokument, niechaj dzięki niemu wykaże swą poprzednią niewinność — później może uwierzyć mu zechcą, iż brał udział w złodziejskiej tej wyprawie jeno pod przymusem — lub może — uda mu się nawet dopomóc poszkodowanemu do odzyskania pieniędzył mających za chwilę stać się łupem Wawrzona... Tych myśli się chwytał, jak tonący brzytwy się chwyta — i wierzył, że Balas dotrzyma słowa i wnet go po „robocie” — uwolni... Wtedy pocznie działać, wszak Den...
— U... m... dobra je!... — wyrwał go z zadumy cichy okrzyk.
Ściana kasy została rozciętą, niczem pudełko od sardynek. Wawrzon wyprostował się i spojrzał z triumfem na swe dzieło. Pochwycił żelazną sztabę i wsunąwszy ją w szparę, rozszerzył otwór tak, że ręką sięgnąć dawało się do wewnątrz.
— Ano...

Świecąc latarką, zaglądał tam teraz ciekawie. I Welski nie pohamował swej niecierpliwości. Zbliżywszy się, pragnął rozpoznać, co zawiera kasa —

173