Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Rycerze mroku.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i zawołał w kierunku kuchenki, w której się ukrywał Leszczyc.
— Możesz wejść!
Hrabia wszedł do pokoju i ze zdziwieniem spojrzał na przyjaciela
— Więc, nie jesteś...
— Nie jestem urżnięty — ten przerwał, poczynając się śmiać. Skoro ona mogła wylać swój koniak i ja, toż samo, uczyniłem równie sprytnie?...
Wskazał ręką na podłogę a smuga złocistego trunku, świadczyła o prawdzie jego słów.
— Teraz rozumiesz?
Leszczyc pokiwał głową, jakby tym ruchem składając niemy hołd przebiegłości przyjaciela.
— Domyślam się twej gry — rzekł — lecz czy ona się uda?
— Napewno się uda! W piątek wieczór — mówił z naciskiem, powoli wymawiając każde słowo. — Balas, razem ze swą czcigodną pomocnicą Mańką, dokonają włamania w fabryce Drohojowskiego... i zostaną przyłapani. Towarzyszyć im, zapewne, będzie Welski...
— Sądzisz, że się zgodzi?
— Siłą go zmuszą... a nawet, gdyby im się to nie udało i pozostał w domu, natychmiast po zatrzymaniu przestępców, nastąpi rewizja w mieszkaniu Balasa... i Welski, czy tak, czy inaczej, poczytywanym będzie za jego wspólnika. Proste?

Błysk podziwu zamigotał w oczach Leszczyca.

135