Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Rycerze mroku.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Genialne!
Bilukiewicz, nie z wracając uwagi na pochwałę, wyjaśniał dalej.
— Gdy Welski wpadnie poraz drugi, Den się nie ośmielił go bronić... i nareszcie, na zawsze zostanie załatwiona sprawa nieszczęsnego spadku.
— Należy koniecznie unieszkodliwić Dena — począł hrabia, który wciąż jeszcze był pod wrażeniem niedawnej rozmowy. Jął opowiadać przyjacielowi, jak detektyw zaczepił go w „Palace Hotelu”, napomknął o napadach, napomknął o sfałszowanym podpisie, zupełnie niedwuznacznie dając do zrozumienia, iż podejrzewa Leszczyca, wreszcie wprost żądał zrzeczenia się zapisu na korzyść Welskiego, obiecując wzamian zaprzestać dalszych dociekań.
— Cóżeś mu odpowiedział? — zagadnął kasjer z niepokojem.
— Nazwałem go szantażystą! Odszedł, grożąc, iż daje mi do namysłu dwa dni a później...

— Rozpocznie walkę! Przebiegła sztuka ten Den i to są jego ulubione sposoby psychologicznego zastraszenia przeciwnika... Zręczam ci, że nic nie wie, domyśla się zaledwie nieco! Że napadł na Welskiego łobuz z twego polecenia? — domysł tylko... Żeś sfałszował pokwitowanie? — również domysł... Dopiero sprawa byłaby jasna, gdyby mógł wykryć, w jaki sposób w banku zginęły pieniądze... ale nad tem może sobie łamać głowę aż do końca swego żywota... i nie ustali nic...

136