Przejdź do zawartości

Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Rycerze mroku.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wyraz na który nastawić należy, aby otworzyć kasę! To tajemnica, tego ci nie powiem, dziecinko!
— Mnie, mnie, kotusiu, nie powiesz? Fe, jaki niedobry, a komuż jabym mogła powtórzyć?
— Co prawda i to racja! Nastawiam coraz na inny wyraz. Ażebyś wiedziała, jak cię lubię malutka, odtąd nastawiać będę na twoje imię — „Mary”.
— Klasa! Mój złoty wujaszek! No pocałuj, pocałuj! A teraz nie zawracajmy sobie głowy kasami... Wypijmy jeszcze likieru...
— Wypić! Hm... można...
Bilukiewicz dał się, nawet bez wielkiego oporu, namówić na ostatni kieliszek, — i tu była jego zguba.
Wypił, spojrzał dokoła błędnym wzrokiem, coś bełkotał jeszcze, chciał się wdzięczyć do Mary — ale głowa mu opadła na piersi — i po chwili pokój rozbrzmiewał od głośnego chrapania
Spojrzała nań z nieokreślonym uśmiechem, ubrała się śpiesznie i za chwilę już biegła po schodach, stukając wysokiemi obcasami.

Ledwie zatrzasnęły się drzwi za odchodzącą Mary, rzekomo pijany i pogrążony w sen głęboki Bilukiewicz, porwał się raźno ze swego miejsca

134