Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Półświatek.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ważna walka o przyszłość, o córkę. Ta nadal milczała, głęboko zamyślona, widocznie rozważając każde z posłyszanych słów.
Czyżby nie zdołała jej oszołomić i przekonać? Czyż niebywale zręczne pomięszanie faktów, w którem cząsteczka prawdy przeplatała się z tysiącem kłamstw, nie osiągnęło celu? Czyż rzucenie na samą siebie oskarżenia o chciwość pieniężną, tłumaczącego zawistne gadaniny ludzkie, nie miało na widoku, trafienia do serca Hanki? Czyż nie mówiło wyraźnie — w gruncie nie uczyniłam nic złego, a jeśli nawet uczyniłam, to dla ciebie Hanko, a ty za to winnaś stanąć przy moim boku, nie zważając na plotki i oszczerstwa. Wszak mnie nie opuścisz?
Lecz usta Hanki nie rozwarły się, by rzucić niecierpliwie oczekiwane zdania. Niestety — wyjaśnienie matki, będące ostatnim złudzeniem, ostatnią deskę ratunku, całkowicie zawiodło — a jej duszy, nie znoszącej kompromisów, nasuwała się tylko jedna odpowiedź.
Helmanowa postanowiła przyśpieszyć rozwiązanie.
— Milczysz?
Nie patrząc na matkę, powoli wyrzekła, jakby jakiś głos wewnętrzny za nią przemówił.
— Brudne są te pieniądze...
Helmanową aż poderwało do góry. Daremne były dotychczasowe perswazje? Daremne delikatne, a możliwe do przyjęcia tłumaczenia, pozwalające córce, przy dobrej woli, przymknąć oczy na przeszłość? Pobłądziła wielce, wychowując dziewczynę tak, jak ją wychowała i pozwalając, aby