Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Półświatek.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cząc sobie jej milczenie trafnością swych argumentów, postanowiła ją omotać wykrętami ostatecznie.
— Tak więc się przedstawiają moje losy — wyrzekła z miną ofiary — a wnet się przekonasz jaka ta Warszawa jest złośliwą i jaką mi urobiono opinję... Niejedna z moich klijentek, będąc mi winna pieniądze, a nie mogąc ich oddać w terminie, popełniała różne... hm... „lekkomyślności“, które później szły na mój karb. Niejedna, naciągnąwszy mnie ordynarnie, opowiadała później, że to ja miałam ją namawiać do niewyraźnych postępków, pragnąc rychlej odzyskać mój dług... O bo, nie znasz przewrotności kobiecej i potęgi obmowy, która panoszy się w naszem mieście, gdzie stale z igły wykuwają widły... Oto cała prawda... Dalej jest prawdą, że znudzona ciągłemi plotkami i szkalowaniem, postanowiłam „Helwiry“ się pozbyć i w tych dniach ją sprzedaję. Wobec tego nie chciałam, abyś zamieszkała u mnie, gdyż salonu mód dalej prowadzić nie zamierzam, w firmie nie możesz mi być pomocna i rychło stąd się wyprowadzę... Teraz chyba pojmujesz?... Prócz tego chciałam cię uchronić od plotek, lecz i tak one do ciebie dotarły... Może po tem wyjaśnieniu innemi oczami spojrzysz na matkę, należycie ocenisz, ile w tem wszystkiem jest prawdy i co może złość i zazdrość ludzka...
Żadna aktorka nie potrafiłaby tak świetnie odegrać swej roli, niźli uczyniła to Helmanowa. Wypieki, rzekłbyś niekłamanego oburzenia, wystąpiły na policzki, a palce nerwowo drżały. Jednocześnie szybkie, niby żmije, spojrzenia biegły w kierunku Hanki, sądując ją do dna. Nic dziwnego, szła tu po-