Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Półświatek.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

micie odczuła, co się w duszy córki dzieje. Któż mógł tej małej podobnych głupstw naopowiadać i ją uprzedzić? Mniejsza z tem. Bomba musiała pęknąć prędzej czy później... A jej to rzecz, wszystko przedstawić w należytem oświetleniu i smarkatej przemówić do rozumu.
— Sama przyznajesz — oświadczyła — iż zaszła jakaś zmiana... Zmiana tem bardziej dla mnie nie zrozumiała, że gdy odwiedzałem cię zagranicą, nasz stosunek stale był serdeczny.
— Och, serdeczny...
W oczach Hanki zabłysły łzy. Tem straszliwsze nastąpiło rozczarowanie... Czyż mogła kiedy przypuścić, że ta matka, hojna i wytworna, której jej tak zazdrościły biedniejsze koleżanki, a której każde odwiedziny były jednym ciągiem zabaw i wesela, jest właśnie...
— A ja cię tak kocham, Hanko! Czyniłam dla ciebie poświęcenia i pragnę, aby ci nigdy niczego nie zabrakło w życiu... Tyś moja wymarzona księżniczka.
Tym razem nie kłamała ta do szpiku kości zepsuta, oschła i wyrachowana kobieta. Hanka była jej wszystkiem. W jej osobie pragnęła sobie wynagrodzić poniżenia i przykrości doznane, jej przyszłość wydawała się jakby własną świetną przyszłością.
Toć ojcem dziewczyny był prawdziwy hrabia, a dziewczyna sama, nie wiedząc o tem, wziąwszy po nim rasę, zasługiwała na los hrabianki. A gdy ten arystokrata, znużony paroletnim stosunkiem z Helmanową, rozstał się z nią, zakupując na pożegnanie skromny sklep modniarski. Czyż nie uczyniła, co by-