Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Niebezpieczna kochanka.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wzgląd na ciebie i przeszłość.. Ale teraz... Podły zdrajca... Zaduszę łotra własnemi rękami...
— Pozostaw to mnie! — odparł z groźnym błyskiem. — Zemsta jest wielką rozkoszą!... Czasem tem większą, im dłużej się ją odwleka... Politykujmy... Niechaj Iwan nic nie wie, że jestem w Warszawie... Lecz oddal go pod jakimkolwiek pozorem... Nie moglibyśmy się widywać swobodnie...

Natychmiast, po odejściu kochanka, hrabina postanowiła się rozmówić z kozakiem. Należało, co rychlej z nim skończyć... Szpiegował, denuncjował, nie było sekundy do stracenia. To też, jak stała, w złocistym peniuarze, wybiegła do sali jadalnej, gdzie zgodnie z jej zleceniem, miał na nią oczekiwać. W rzeczy samej znajdował się tam kozak. Siedział, wsparty na ręku i zamyślony przy wielkiem, znajdującym się na środku pokoju stole, i powstał ze swego miejsca, na jej widok.
— Czegoś chciał, Iwanie? — zagadnęła, niby to obojętnie, siląc się na spokój.
— Pani mnie szukała! — odparł, trzymając swoim zwyczajem, wzrok utkwiony do dołu.
— Szukałam, bo gdzieś przepadłeś, a byłeś mi potrzebny! Znikłeś na całe popołudnie... Sama już załatwiłam wszystko... Lecz ty, dobijając się gwałtownie niedawno do drzwi mojej sypialni, twierdziłeś, że masz bardzo pilną sprawę. Co to znaczy?
— Miałem i nie mam...

82