Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Niebezpieczna kochanka.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przodem do ściany. — Nie należy zawcześnie chwalić się robotą...
W rzeczy samej poczułby się mocno głupio, gdyby ktoś z obecnych ujrzał szkic wczorajszy... Naga, wyuzdana hetera... Czy też wampirzyca... Do tego samego przekonania dojść musiała widocznie i hrabina, kryjąc portret przed niepowołanemi spojrzeniami. Rzuciła tylko w stronę malarza szelmowskie spojrzenie, dodając:
— Zapewniam was tylko, że będzie to bardzo oryginalne dzieło...
Krzesz poczerwieniał i zagryzł wargi. Podziwiał jej tupet. Ale Orzelska wnet skręciła rozmowę na inne tematy, na malarstwo i sztukę w ogólności, popisując się swą znajomością zagranicznych galerji i stosunkami z obcemi artystami. Raz po raz padało z jej ust głośne nazwisko, lub dowcipne spostrzeżenie. Właściwie przemawiała ona jedna, bo Krzesz zażenowany wytwornem towarzystwem milczał, toż samo czyniła panna Zosieńka, bawiąc się tylko, leżącą na jej kolanach chusteczką, a młody doktór palił papierosa za papierosem, ciskając na malarza od czasu do czasu niezbyt przyjazne spojrzenia. Spojrzenia te były na tyle wymowne, iż nie uszły one uwagi malarza, który w duchu się zapytywał:
— Czego ta małpa w okularach tak się na mnie gapi? Połknąłby ślepiami... Zazdrosny?
Wejście fertycznej subretki z przyborami do herbaty przerwało ten niezbyt ożywiony nastrój. Snać zachowanie się Szareckiego spostrzegła i Orzelska, bo dając znak służącej, aby filiżanki ustawiła na dalszym stoliku, wyrzekła, powstając:

59